Historie znanych postaci

Pilot – Kazimierz Benz
Organizator i dowódca słynnej formacji 307- dywizjonu Lwowskich Puchaczy

„29 października 1899 r. był niewątpliwie szczęśliwym dniem dla całej rodziny Benzów z podbrodnickiego Nieżywięcia. Oto kowalowi Janowi Benzowi i jego żonie Helenie z Matuszkiewiczów urodził się długo wyczekiwany, upragniony syn. Po dziadku, którego w rodzinie otaczała zasłużona legenda powstańca styczniowego, chłopakowi dano na imię Kazimierz. Wiadomo, że prawie każdy ojciec w cichości ducha pragnie męskiego następcy, a już zwłaszcza wówczas, gdy ma do przekazania jaką użyteczną tradycję prawdziwie męskiej pracy, tak jak tu – kowalstwo. To właśnie miało być przeznaczeniem Kazia, zapewniającym mu wystarczającą intratę do statecznego, spokojnego życia.

Chłopak rósł dobrze i wyglądało, iż nic mu nie przeszkadza, że rytm śpiewnych kołysanek pani Helenki często wybijał… dźwięk młota z pobliskiej kuźni. Pierwsze nauki pobierał w małej szkole w Bobrowie, a potem w Brodnicy, gdzie okazywał coraz większy talent. Tu także zaczął uczęszczać do gimnazjum, ale krewny ojca mieszkający w Kwidzynie namówił chłopaka i rodziców, aby przeszedł do znakomitego Gimnazjum Filologicznego funkcjonującego w tym mieście.

No cóż, wówczas Kwidzyn był jednym z najważniejszych miast tej części Prus, stolicą utworzonej już w 1815 r. rejencji. (…) Jan Benz chyba wówczas zrozumiał, że syn raczej nie przejmie kuźni po ojcu, a skoro wykazuje wielki talent do nauki, to należy go raczej w tym wesprzeć. Tak więc Kaziu opuścił rodzinną okolicę i pewnie do głowy mu nie przyszło, iż wróci do niej już w wielce dramatycznych okolicznościach.

Wielka wojna

28 czerwca 1914 r. w Sarajewie serbski nacjonalista Gavriło Princip dokonał zamachu na austriackiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, w wyniku którego następca tronu zmarł. (…) Wybuchła I wojna światowa.
(…) Uniesiona wielkim zwycięstwem grupa kwidzyńskich Niemców- gimnazjalistów, uczniów najmłodszych klas, zadeklarowała chęć dobrowolnego wstąpienia do wojska. Ich spontaniczną prośbę spełniono niecały rok później, wcielając także tych, którzy – jak Kazimierz Benz – wcale nie deklarowali takich chęci. Chłopak trafił do 2. Pułku Gwardii Berlińskiej, gdzie przeszedł szybkie, intensywne szkolenie i już wiosną trafił w okolice Szampanii i Flandrii, na front francuski. Tu w trakcie drugiej bitwy nad Marną został ciężko ranny pod Chateau Thierry i do końca wojny przebywał w szpitalu we Frankfurcie nad Menem. W maju 1919 r. pojawił się na chwilę w rodzinnych stronach, ale widząc, że o wciąż zajęte przez Prusy Pomorze toczą się zabiegi dyplomatyczne, uznał, iż jako żołnierz lepiej przyda się po drugiej stronie ówczesnej granicy; w odradzającej się Rzeczpospolitej.

W służbie Polsce

Jeszcze tego samego lata (1919 r.) Kazimierz Benz gdzieś pod Brodnicą przekroczył nielegalnie granicę, po czym przez Rypin, Sierpc dotarł do Warszawy, gdzie wstąpił do 1 Pułku Szwoleżerów – formacji nawiązującej do tradycji 1 Pułku Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii cesarza Napoleona I oraz 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich Beliny. W jego szeregach wyruszył na front polsko-sowiecki i odtąd uczestniczył we wszystkich najważniejszych bitwach stoczonych przez szwoleżerów. Między innymi wyróżnił się w słynnej szarży pod Arcelinem (17 sierpnia 1920 r.), gdy to jego pułk, dobywając lanc i szabel, ruszył do ataku wszystkimi siłami, pokonując najpierw kłusem, a później galopem 2 kilometry odkrytego terenu, pod silnym ostrzałem karabinów maszynowych i artylerii nieprzyjaciela. W jej wyniku szwoleżerowie wycięli szablami około 200 Rosjan, a 800 wzięli do niewoli! Nasz szwoleżer za męstwo i bohaterstwo w walce odznaczony został Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari nr 2977 oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych, zaś po paru latach Medalem Pamiątkowym za wojnę 1918-1921 r.
Chlubna wojenna przeszłość niewątpliwie pomogła mu w decyzji, co do dalszych swoich zawodowych losów i to tym bardziej, że w uznaniu zasług oraz doceniając jego bogatą wiedzę marszałek Piłsudski rozkazem z 1 lutego 1922 r. podniósł go na pierwszy stopień oficerski, mianując podporucznikiem.
W tym czasie Kazimierza Benza opanowała nowa pasja – samoloty. Dobrze je znał z frontów wojen, w których uczestniczył, wiedział, co potrafią, a przypuszczał, że nie wszystkie zalety tej nowej broni zostały przez taktyków odkryte. Po dwukrotnych upartych podaniach w końcu przełożeni ulegli i 2 stycznia skierowali młodego oficera szwoleżerów do Szkoły Pilotów w Bydgoszczy, skąd 10 lipca 1924 r. po ukończeniu kursu pilotażu podstawowego został przeniesiony do Grudziądza do Wyższej Szkoły Pilotów, którą ukończył 2 października 1924 r. Dostał służbowy przydział do 4. Pułku Lotniczego w Toruniu.
Tu „dopadło go” zadanie wyznaczone przez dowódcę 4. Pułku Lotniczego Augustyna Menczaka, a mianowicie zorganizowania eskadry myśliwskiej. Jak trudne było to przedsięwzięcie i jak nazwa „eskadra myśliwska” mogła nie być adekwatna do faktów, niech świadczy fakt, że – wówczas już kapitan – Benz dostał do dyspozycji jedynie stare samoloty różnych typów, które oberwały już swoje w czasie wojny światowej (przeważnie były to francuskie Potez XV i Potez XXVII). Walcząc wciąż o lepsze maszyny dla lotników, nasz ziomek zbudował szczegółową strukturę eskadry myśliwskiej (mającą nr porządkowy 142), a gdy już wszystko uruchomił, skierowano go do pracy nad nowym zadaniem. W lipcu 1929 r. powierzono mu organizację 43 eskadry towarzyszącej. Co ciekawe – latało w niej kilku mieszkańców powiatu brodnickiego. Jeden z nich kilka lat później zginął w wodach Zatoki Puckiej i został pochowany przy murze brodnickiego cmentarza (przy obecnym wejściu), zaś jedno z ramion jego nagrobnego krzyża stanowiło oryginalne samolotowe skrzydło.
Kapitanowi Benzowi nie dane było zagrzać miejsca jako dowódcy eskadry, ponieważ natychmiast po tym, gdy uznano, że jednostka działa sprawnie, jej dowództwo przekazano innemu oficerowi, zaś kapitana przeniesiono do sztabu, a potem… na studia do Wyższej Szkoły Lotniczej. Po ich ukończeniu 16 lipca 1939 r. został szefem Sztabu 1 Grupy Lotniczej, a 25 sierpnia 1939 r. objął stanowisko kierownika zaopatrzenia lotniczego w Sztabie Armii „Modlin”.

Znów wojna

Na tym stanowisku zastał Benza wybuch II wojny światowej. Przez całą kampanię przebywał sztabie, a tuż przed upadkiem Armii „Modlin” zdołał przedrzeć się do Rumunii, skąd uciekł do Francji, gdzie natychmiast postawił się do dyspozycji polskich władz wojskowych na emigracji. Powierzono mu zadanie zorganizowania i dowodzenia samodzielnym zgrupowaniem, czyli tzw. dyonem lotniczym, mającym się składać z polskich lotników przybyłych lub sprowadzonych rozkazem w okolice Lyonu. Jak wiadomo kampania francuska trwała jedynie o tydzień dłużej niż polska i zakończyła się kompletną klęską naszych sojuszników, toteż kapitan Benz 26 czerwca 1940 r. czmychnął szybką łodzią przez kanał La Manche do Wielkiej Brytanii.
Pierwotnie skierowano go do pracy sztabowej w Inspektoracie Polskich Sił Powietrznych, ale właśnie zaczęła się mordercza, powietrzna bitwa o Anglię, gdzie liczył się każdy pilot, każdy samolot i Kazimierza Benza skierowano do Kirton-in-Lindsey, aby przeorganizował tworzący się polski 307 Dywizjon Myśliwski Nocny „Lwowskich Puchaczy”. Sprawa była dość delikatna, ponieważ w dywizjonie doszło do prawdziwego buntu pilotów i ich pierwszego dowódcy kapitana Stanisława Pietraszkiewicza. Jego przyczyną były dziwaczne jak na eskadrę myśliwską samoloty (Boulton Paul Defiant) wprowadzone na służbę dywizjonu. Pilot był w nim wyłącznie „kierowcą”, gdyż jedyne uzbrojenie samolotu znajdowało się w wieży obrotowej z tyłu samolotu obsługiwanej przez strzelca pokładowego. Polacy nie chcieli takich wynalazków i całkowicie „niepolitycznie, a bezczelnie” domagali się „normalnych”, myśliwskich maszyn. Benz – w międzyczasie awansowany do stopnia majora – błyskawicznie opanował sytuację. Części pilotów pozwolił bez konsekwencji odejść do innych jednostek, reszcie zapowiedział, że wkrótce ich przezbroi i… słowa dotrzymał. Aby całkowicie zmienić otoczenie, załatwił przeniesienie szkolenia pilotów na nowe lotnisko. 7 listopada wszyscy przelecieli do bazy Jurby na wyspie Man, wyłaniającej się z Morza Irlandzkiego, a niecały miesiąc później dywizjon uzyskał pełną zdolność bojową.
Majora Kazimierza Benza ponownie przesunięto do prac sztabowych i tak już zostało do końca wojny. Do Polski nie wrócił, został w Londynie. Zmarł 5 maja 1957 r. i został pochowany pod skromnym kamieniem w Drayton Valley, na Old Cemetery (Alberta – Kanada). (…)” 

 Na podstawie artykułu pana Piotra Grązawskiego z dnia 05-02-2015r. zamieszczonego w „Czasie Brodnicy”.

Skrzypaczka z Nieżywięcia

Udostępnij innym poprzez: